O gwiazdach pierwszej edycji Power Festival: zespołach Megadeth i Korn mówi Mikołaj „Jaok” Janusz, dziennikarz i prezenter Rock Radia.
7 czerwca w łódzkiej Atlas Arenie czeka nas nowa impreza, Power Festival, której pierwsza edycja zgromadzi na scenie dwie kultowe dla wielu gwiazdy. Zagra m.in. zespół Megadeth, jeden z gigantów światowego metalu. Fani już zacierają ręce.
– Sztandarowe hity w wykonaniu oryginalnego składu i dodatkowo świadomość, że muzycy są w dobrej dyspozycji to jest coś, co zawsze przyciągnie tłumy. I robi duże wrażenie. Jeśli chodzi o muzykę, Megadeth jest czymś podobnym do Metalliki, tylko trochę ostrzejszym. Lider Megadeth był zresztą pierwszym gitarzystą Metalliki i został wyrzucony z tej kapeli absolutnie nie dlatego, że nie grał dobrze, tylko bardziej za to, że był nieznośnym awanturnikiem, po zażyciu rozmaitych substancji. Natomiast muzycznie Dave Mustaine nie miał sobie równych w tamtym czasie.
A teraz?
– Ciężko powiedzieć jak jest teraz, ale na pewno można mieć duże oczekiwania po koncercie. Jestem przekonany, że nikt się nie zawiedzie. Zarówno ci fani, którzy słuchają Megadeth, jak i osoby, które po prostu lubią metalową muzę, bo ten zespół gra bardzo klasyczne rytmy, riffy, świetne solówki.
Spore oczekiwania są również po występie drugiej gwiazdy, zespołu Korn.
– Tu też jest ciekawa sytuacja, bo po kilku latach nastąpił wielki powrót Briana „Heada” Welcha. To jedna z głównych postaci jeśli chodzi o kompozycje w tym najsilniejszym okresie Korna. „Head” najpierw wpadł w nałóg, potem rzucił używki, odnalazł Jezusa, odszedł z zespołu. Następnie przez jakieś 2-3 lata grał solową muzykę i zajmował się uczestnictwem w obrządkach religijnych. Trochę sobie w głowie poukładał i dwa lata temu wrócił do grupy. Pamiętajmy, że Korn jest zespołem, który praktycznie rozpoczął taką „nową falę” metalu.
Zrewolucjonizował?
To brzmienie było wielką rewolucją. Pod ich wpływem Sepultura weszła do studia, zresztą tego samego co Korn i nagrała swój największy komercyjny sukces, czyli album „Roots”. To zupełnie pozamiatało scenę metalową i było niemal tak duże jak rewolucja grunge'owa, która zjadła ten lukrowany, kolorowy rock. Jeśli ktoś nie widział jeszcze Korna w akcji, to ten koncert powinien być pozycją obowiązkową. A czy będzie to taka sama jazda jak kiedyś? Na pewno będzie w tym więcej rutyny…
Siłą rzeczy wynikającej z doświadczenia
– Kiedyś podczas koncertów Korna zdarzały się spontaniczne sytuacje, na przykład wokalista zupełnie niespodziewanie zaczynał płakać i wyznawać swoje krzywdy. Nie ukrywajmy, że było to pod wpływem używek. Teraz raczej nie należy spodziewać się takich rzeczy. I dobrze. Na pewno to są wielcy muzycy. Korn to zespół wciąż tworzący. Nawet to co zrobili parę lat temu, połączenie muzyki dubstep z brzmieniami przez nich wykreowanymi, było czymś nowatorskim. Korn z jednej strony jest legendą, stworzył własne brzmienie, a z drugiej strony stale działa i poszukuje. Mało jest takich grup na świecie, jeśli chodzi o zespoły masowe. Owszem są twórcy, którzy też eksperymentują, szukają, ale grają bardziej w podziemiach, w niedużych klubach dla mniejszej publiczności.