Blisko 10 tysięcy fanów oklaskiwało zespół Il Divo w TAURON Arenie Kraków. Kilkanaście utworów, w tym same największe przeboje, wybrzmiały w hołdzie zmarłego Carlosa Marina, którego imię bardzo często pojawiało się podczas tego wieczoru. Wzruszenie i ekscytacja towarzyszyły zarówno wokalistom, jak i publiczności. Siódmy występ Il Divo zorganizowany w Polsce przez Prestige MJM zakończył się sukcesem.
Najwięksi fani Il Divo w Polsce mogli się poczuć w tym roku dopieszczeni. Dwa koncerty w odstępie niespełna trzech tygodni – najpierw w Warszawie, a teraz w Krakowie – to nie lada gratka i wielka rzadkość. Na ten krakowski występ fani czekali 1.131 dni od momentu ogłoszenia 2 października 2019 roku. Czy warto było tak długo czekać? Z pewnością tak i publika, która stawiła się w TAURON Arenie powinna być usatysfakcjonowana. Usłyszała nie tylko największe przeboje kwartetu, które przez 18 lat istnienia tak pokochała. Wokaliści godnie upamiętnili także swego zmarłego w ubiegłym roku kolegę – Carlosa Marina. Wspominali czas spędzony z nim i opowiadali o swoich rozterkach związanych z kontynuowaniem kariery.
Krakowska publiczność ciepło przyjęło gościa zespołu – Stevena LaBrie, śpiewającego barytonem artystę, który świetnie dopasował się swoim głosem do pozostałej trójki Sebastiena Izambarda, Ursa Bühlera i Davida Millera. Steven to wokalista operowy, o którym z pewnością dopiero będzie głośno — utalentowany, ambitny i o wyjątkowej urodzie — trudno go nie zauważyć. Sam śmieje się, że ze swoją aparycją często brany jest za gwiazdę filmową lub modela! Dotychczas młody śpiewak podbijał sceny oper i teatrów w Stanach Zjednoczonych — od Teksasu aż po Nowy Jork. W tym czasie zachwycił wieloma klasycznymi rolami m.in. Figara w „Il Barbiere di Siviglia”, Escamilla w „Carmen” czy Marcella w „Cyganerii”.
Cała czwórka zrobiła piorunujące wrażenie na fanach, którzy wspaniale reagowali przez cały koncert. Zespół zaprezentował ten sam repertuar, co kilkanaście dni wcześniej. Zabrzmiały znane i lubiane „You Raise me Up”, „Adagio”, „Hero”, „Smile”, „Regresa a mi”, „I will Always Love You”. Upust swojej energii fani dali podczas utworu „Ain’t No Mountain High Enough” powstałego dla wytwórni Motown, a spopularyzowanego przez Dianę Ross. Wiele osób tańczyło wtedy pod sceną. Zupełnie inny klimat w hali zapanował podczas niesamowitego „Hallelujah”. I podobnie jak w Warszawie Sebastien, Urs i David usiedli na wysokich krzesłach, pozostawiając jedno puste. A gdy rozbłysły światełka w telefonach na „Time to Say Goodbye”, zapanowała niezwykła, magiczna wręcz atmosfera. W takich momentach duch Carlosa na pewno był w pobliżu…
Krakowski występ Il Divo był siódmym koncertem zorganizowanym przez Prestige MJM w Polsce. Po raz pierwszy w naszym kraju wystąpili ponad 10 lat temu i przez ten czas zyskali olbrzymie grono fanów. Polska jest dla Il Divo ważnym przystankiem i widownią, która szczerze ich pokochała. To dlatego tak chętnie tutaj występują. Nic dziwnego, na „Sto lat” odśpiewane przez polską publiczność, nie każdy może zasłużyć. A krakowscy fani w ten sposób podziękowali za wspaniały koncert i już czekają na kolejny.
– Na krakowski występ czekaliśmy ponad trzy długie lata, w czasie których zdarzyła się pandemia. To, co dzisiaj zobaczyliśmy, to były niesamowite emocje płynące zarówno ze sceny, jak i od publiczności, która bardzo spontanicznie reagowała. Koniec koncertu, kiedy fani odśpiewali „Sto lat” w TAURON Arenie było ukoronowaniem przyjęcia artystów przez polskich fanów – powiedział Janusz Stefański z agencji Prestige MJM.
Il Divo towarzyszył zespół Orkiestry Akademii Beethovenowskiej.