Na koncercie Scorpions w ERGO ARENIE na pograniczu Gdańska i Sopotu było wszystko: porywająca muzyka, znane przeboje, gitarowo-perkusyjne solówki i atmosfera, której naprawdę trudno się oprzeć. Fani wypełniający halę i znający wszystkie przeboje to najlepsza nagroda dla funkcjonującego blisko 58 lat zespołu. To był dziesiąty koncert Scorpions zorganizowany przez Prestige MJM.
Od pierwszych dźwięków gitary, fani wiedzieli, że czeka ich wyjątkowe wydarzenie. Scorpions rozpoczęli koncert od „Gas in the tank", a energia, która unosiła się w powietrzu, zwiastowała najlepszą zabawę.
Wokalista Klaus Meine jak zawsze podbił serca publiczności swoim charakterystycznym głosem, który na zawsze utrwalił się na kartach światowej muzyki. Jego interpretacja piosenek, choć fanom jest doskonale znana, jak zawsze wzbudziła wzruszenie. Klaus przypomina nam o tych wszystkich wspaniałych wokalistach, którzy przyczynili się do rozwoju rocka na przestrzeni lat. On sam ma w niej poczesne miejsce. Rudolf Schenker i Matthias Jabs to z kolei prawdziwa siła napędowa Scorpions. Ich solówki i harmonie były jak wspaniała podróż przez historię rocka, a zgranie i technika przypominały o najlepszych gitarzystach, którzy kształtowali ten gatunek. Do tego energia, jaka ich dosłownie roznosiła, była niesamowita. Zwłaszcza dla Rudolfa, który już jakiś czas temu przekroczył siedemdziesiątkę, czas zatrzymał się już dawno. Osobny rozdział na tym koncercie napisał Mikkey Dee swoją perfekcyjną solówką, która wydawała się nie kończyć! Polskim akcentem w niemieckim zespole był jak zawsze Paweł Mąciwoda, którego bas wybrzmiewał w ERGO ARENIE chyba najlepiej spośród wszystkich polskich hal.
– Scorpions to kwintesencja najlepszego rocka. Klaus Meine i Rudolf Schenker z ekipą udowadniają, że mimo ekspansji wciąż nowych gatunków i wykonawców, ich muzyka się sama broni i wcale nie starzeje – powiedział Mateusz Pawlicki z agencji Prestige MJM, która zorganizowała koncert Scorpions w ERGO ARENIE.
Scorpions to nie tylko potęga energetycznego rocka, ale także mistrzowie tworzenia poruszających ballad, wzbogacających ich repertuar. Nastrojowe utwory to prawdziwe klejnoty, które dotykają serc i odsłaniają inną, wrażliwszą stronę tej legendarnej grupy. „Send me An Angel”, „Wind of Change” „Still Loving You” – te ikoniczne ballady zawsze muszą wybrzmieć na koncertach. Publika wyczekuje ich z utęsknieniem.
Na sam koniec Scorpions zagrali „Rock You Like a Hurricane” i z przytupem pożegnali się z polską widownią.
– Po tych dwóch koncertach w Łodzi i Gdańsku nasuwają mi się dwie podstawowe refleksje, że Scorpions ma cały czas liczną publiczność, która tak naprawdę rośnie, zamiast maleć. Wydawałoby się, że po ponad pięćdziesięciu latach grania na scenach muzycznych ten elektorat publiczności będzie już ograniczony do starszego pokolenia, a tymczasem jest coś wręcz przeciwnego. Cały czas przybywa młodych widzów, a frekwencja jest imponująca. Zarówno w Łodzi, jak i Gdańsku były komplety publiczności. Myślę, że wielu młodych artystów mogłoby Scorpions pozazdrościć tak licznej widowni. A druga refleksja, jaka mi się nasuwa, to niesamowita kondycja wykonawców. Niektórzy z nich mają po 75 lat i grają z pełną determinacją, nie zważając na to, że przecież w tym wieku odczuwa się pewne dolegliwości. Oni nie schodzą ze sceny i grają kolejne koncerty, a inni, młodsi artyści odwołują całe toury. Oby Scorpions grali jak najdłużej na scenach całego świata – podsumował Janusz Stefański z agencji Prestige MJM.