Wielki pisk i miłosne wyznania dla Cody`ego
Na koncert Cody`ego Simpsona fanki pod klubem Palladium czekały od samego rana. Później piszczały, krzyczały "We Love You" i płakały, kiedy Australijczyk wykonywał swoje kolejne hity. Dla wielu z nich to był niezapomniany wieczór.
– Świetnie tutaj być. Fani naprawdę czekają na mnie od samego rana? To wspaniała wiadomość. Ne mogę doczekać się tego spotkania – mówił Cody Simpson tuż po tym, gdy pojawił się w warszawskim klubie Palladium. Kiedy artysta brał udział w próbie dźwięku, przed halą ustawiała się coraz większa kolejka fanek. Wiele z nich ten dzień zapamięta do końca życia. Dotyczy to zwłaszcza osób, które zdecydowały się na zakup biletów Meet and Greet. Każda z dziewczyn mogła przytulić się do swojego idola, zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie i na dokładkę otrzymała podpisany przez Cody`ego plakat.
– Łącznie takich osób było 47. Było widać, że to dla nich wielkie przeżycie – mówił Janusz Stefański z agencji koncertowej Prestige MJM, która była organizatorem koncertu w klubie Palladium.
Cody Simpson nie potrzebował wiele czasu, żeby porwać publiczność. Kilka pierwszych dźwięków na gitarze sprawiło, że zapanował głośny pisk. Prawdziwa euforia nastąpiła jednak dopiero w momencie, kiedy utalentowany wokalista zaczął śpiewać. Później niewiele się zmieniło, a zachwyt przeplatał się ze łzami wzruszenia i miłosnymi wyznaniami. Fanki co chwilę wykrzykiwały "We Love You". Niektóre mdlały, bo doznania, które zapewnił Cody, okazały się zbyt silne.
– Według mnie jego nie należy rozpatrywać w kategoriach "drugi Justin Bieber". On bardziej przypomina mi Johna Mayera. Świetnie gra na gitarze i dobrze śpiewa. Wiele teraz zależy od tego, jakie będą jego kolejne kompozycje. Zobaczymy, w jakim pójdzie kierunku, ale to naprawdę świetny gość – komentował znany dziennikarz i prezenter muzyczny Roman Rogowiecki.
Koncert Cody`ego Simpsona był też okazją do przyjrzenia się kilku innym młodym artystom, którzy wystąpili jako support. Warto podkreślić, że taką samą drogę przechodził kiedyś Australijczyk, który rozgrzewał publikę przed koncertami Justina Biebera.
– Mam nadzieję, że to będzie przełomowy moment w mojej muzycznej drodze – mówił Mateusz Śniechowski, który zaśpiewał jako pierwszy przed Cody`m. Później na scenie pojawili się Ryan Beatty i Jackson Harris. Podczas wszystkich występów zabawa była znakomita. A poszczególni wykonawcy przypadli do gustu młodej warszawskiej widowni.
Cody Simpson przywitał się z polską publicznością w wielkim stylu. Piosenkarz dopiero rozpoczyna wielką muzyczną karierę. W piątek w Warszawie pokazał, że potrafi porwać tłumy. A już niebawem światło dzienne ujrzy jego nowy album. Pochodząca z niego piosenka "Flower" ma szansę zostać hitem lata. Nie mogło jej zabraknąć także podczas warszawskiego koncertu. Wzbudziła zachwyt, ale to można powiedzieć o każdej pozycji, która znalazła się w setliście artysty na ten wieczór.
Oficialny plakat