Pasujemy do Bon Jovi – wywiad z Arturem Gadowskim

4 czerwca 2013

Supportowali Aerosmith, Joe Cockera i wiele innych gwiazd światowej muzyki. Teraz zagrają 19 czerwca przed koncertem Bon Jovi na PGE ARENIE. – Pod względem stylistycznym chyba trochę do nich pasujemy – mówi Artur Gadowski lider zespołu IRA.

 

Jarosław Galewski: 19 czerwca na gdańskiej PGE Arenie zagracie jako support przed grupą Bon Jovi. Jak do tego doszło?

Artur Gadowski: To akurat w żaden sposób nie był nasz pomysł. Zostaliśmy zaproszeni przez organizatorów. Padła taka propozycja i powiem szczerze, że bardzo ona nas ucieszyła. Wprawdzie jesteśmy w czasie sezonu koncertowego, mamy dużo własnego grania, ale okazało się, że to termin, który nam z niczym nie koliduje. Bardzo chętnie przyjęliśmy zaproszenie i czujemy się w pewien sposób wyróżnieni, chociaż podobnie jak Bon Jovi nie jesteśmy zespołem debiutującym. Jesteśmy na scenie od 26 lat, ale w odróżnieniu od nich, nas znają tylko w Polsce.

Macie na koncie kilku znaczących występów jako support. Godzicie się na występ przed każdą gwiazdą?

– Oczywiście, że nie. Jeżeli jest propozycja supportu, to zwracamy uwagę na to przed kim mamy wystąpić. Wielkim przeżyciem był support przed Aerosmith. To było jedno z naszych marzeń, które się spełniło. To wydarzenie miało miejsce 20 lat temu. Byliśmy wtedy młodym, debiutującym zespołem, który miał już jakąś swoją pozycję. Pamiętam jednak, że czuliśmy wtedy, że spotkało nas wielkie wyróżnienie. Później mieliśmy zaszczyt supportować Joe Cockera, Briana Maya czy w zeszłym roku zespół Queen. Teraz przyszedł czas na Bon Jovi i to duża przyjemność, bo to zespół, którym fascynowaliśmy się jako bardzo młodzi ludzie. Kiedy zaczynali grać pod koniec lat 80. byli gwiazdą, która wywarła na nas ogromne wrażenie. Na naszej twórczości zresztą też.

A trudno wyjść na scenę na pół godziny i zrobić coś, żeby publiczność po koncercie wielkiej gwiazdy zapamiętała również support?

– To jest bardzo trudne, bo nie występuje się na równych prawach. Gwiazda musi błyszeć i może to dziwnie zabrzmi, ale cała obsługa koncertu robi wszystko, żeby tylko gwiazda wieczoru błyszczała na scenie. Trzeba mieć świadomość, że na koncert zespołu Bon Jovi przychodzą fani Bon Jovi, a nie fani grupy IRA. Być może czasem jest tak, że fani amerykańskiej grupy słuchają też naszej muzyki, bo stylistycznie jesteśmy gdzieś blisko.

Bon Jovi na scenie obecny już trzy dekady. Wam dużo do takiego stażu też już nie brakuje…

 

– Brakują nam cztery lata. Ile będziemy grać? Tego nie wiem, ale myślę, że tak długo, jak długo będzie chciała słuchać nas publiczność. Jeśli będziemy mieć pomysły na swoją muzykę, to pewnie będziemy nagrywać kolejne płyty i tak to będzie się kręcić. Powinniśmy grać dopóki mamy odbiorców. Cały czas są ludzie, którzy chcą się z nami spotkać na koncercie i zaśpiewać.

Nowa płyta "X" to pewnie jeden z tych pomysłów. Już sama jej odkładka jest bardzo tajemnicza.

– Ona chyba nie skrywa jakiejś tajemnicy. Po prostu bardzo podobał nam się ten projekt graficzny. To pomysł zbiorowy – zaczęło się od fotografa, który zrobił nam sesję, nie myśląc przy tym o okładce, tylko o zdjęciach zespołu. Akurat to, że takie zdjęcie zostało wybrane na okładkę, to dzieło przypadku. Dostaliśmy najpierw sugestie, że ta fotografia mogłaby tak zafunkcjonować. Najpierw mieliśmy nieco inny, ale bardzo podobny pomysł. Ja iPiotr Sujka zaczęliśmy się bawić takimi domowymi sposobami i zastanawiać, jak ta okładka mogłaby wyglądać. Zarzuciliśmy naszymi pomysłami grafika, żeby pozbierał to wszystko do kupy i … mamy taką okładkę. Jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. Jest fajna, intrygująca i ludzie zwracają na nią uwagę.

A od strony muzycznej to zupełnie inny projekt?

– Nie lubię porównywać albumów. To są akurat rzeczy, których w mojej ocenie nie da się ze sobą zestawić. Jest jedna cecha wspólna – są to albumy zespołu IRA. Własnych dzieci nie można porównywać i mówić, że jedno jest lepsze, drugie gorsze, że jedno się mniej kocha a drugie bardziej. Wszystkie należy kochać, traktować tak samo dobrze i… ciepło o nich mówić (śmiech). One są inne, ale są moje. To są w końcu nasze albumy. Każdy z nich jest inny i mam nawet nadzieję, że każdy się od siebie różni brzmieniem czy choćby podejściem do grania. Wynika to z tego, że my również się starzajemy, nabieramy doświadczenia i to ma ogromne znaczenie dla naszej muzyki. Doświadczenie życiowe przekłada się w zasadzie na wszystko, między innymi na to, jak się pisze piosenki, o czym one są i co opowiadają. Nigdy nie jest tak, że siadamy i wymyślamy utwory, bo są fajne. Jest również tak, że robimy płyte, które nam się podobają. Tworzymy piosenki, których sami byśmy chcieli posłuchać.

A jest kilka takich utworów, które pan nagrał i nie może ich słuchać?

– Pewnie, że tak. Jest wiele takich piosenek, które mi się nie podobają. Uważam, że kilka utworów nagraliśmy totalnie niepotrzebnie. A konkrety? Nie ma takiej opcji, że to zdradzę (śmiech). Powiem jednak szczerze, że nie gramy takich utworów na koncertach.

Nawet dla fanów, gdyby prosili o te utwory?

– Fani próbowali przez kilka lat wymóc na nas jedną taką piosenkę, żebyśmy ją grali. Mimo wszystko, tego nie robiliśmy. Byliśmy konsekwentni, ale przy okazji trasy na 25-lecie zespołu postanowiliśmy, że w nagrodę za cierpliwość i wytrwałość zrobimy ten wyjątek i zaczniemy grać ten utwór. Przyznam, że szczęście było ogromne. To jednak niewiele zmieniło, bo nadal nie lubię tej piosenki i myślę o niej tak samo – ona nie jest fajna. Trasa się skończyła i tego utworu znów nie ma w programie.