Ikona muzyczna filmowego świata, niekwestionowany król soundtracków, prawdziwy Maestro wśród dyrygentów – Ennio Morricone gościł w łódzkiej Atlas Arenie na koncercie w ramach 60-lecia swojej kariery. Występowi towarzyszyło niezwykle entuzjastyczne przyjęcie, wiwatom i owacjom na stojąco nie było końca. Prawdopodobnie było to już ostatnie spotkanie polskiej publiczności z kompozytorem na żywo. Pozostanie ono jednak na długo w pamięci tych, którzy wysłuchali tak monumentalnych utworów, jak Gabriel's Oboe z „Misji”, The Ecstasy of the Gold z filmu „Dobry, zły i brzydki”, czy wielkie Chi Mai z „Zawodowca”.
Czy można sobie wyobrazić westerny Sergio Leone, klimatyczne „Cinema Paradiso” Giuseppe Tornatore i całego mnóstwa innych filmów bez muzyki Ennio Morricone? Dzisiaj wiele z tych utworów „żyje” niezależnie od obrazu kinowego. Niewątpliwie jest to zasługa wielkiego włoskiego kompozytora, który przez lata stworzył muzykę do ponad pół tysiąca filmów. Dziesięciotysięczna publiczność przybyła do Atlas Areny, aby złożyć mistrzowi swoisty hołd dla jego dokonań artystycznych. Szansa na zobaczenie Maestro w Polsce może się już nie powtórzyć, bowiem wielki kompozytor zapowiedział koniec aktywności koncertowej.
Osoby, które zdecydowały się wziąć udział w wydarzeniu, entuzjastycznie powitały Ennio Morricone na scenie, podrywając się ze swoich krzeseł. Tego dnia kompozytor dyrygował Czeską Narodową Orkiestrą Symfoniczną, z którą zwłaszcza w ostatnich latach często współpracuje. Instrumentalistom towarzyszyły dwa chóry: Kodaly Chór z Debreczyna na Węgrzech oraz Chór Filharmonii Miasta Oradea w Rumunii. Obydwa są uznawanymi i renomowanymi zespołami śpiewaczymi w swoich krajach. Nic więc dziwnego, że Maestro postawił właśnie na nich. Również wokalistki zaproszone do udziału w koncercie od lat współpracują z Ennio Morricone, nagrywając płyty z jego muzyką filmową: urodzona w Szwecji włoska śpiewaczka Susanna Rigacci oraz Dulce Pontes, portugalska artystka fado. Ich przejmujące wokalizy i pełne emocji partie wprawiły w zachwyt publiczność Atlas Areny
– Obecność kompozytora, czyli w tym przypadku dyrygenta na scenie, jest w świecie muzyki filmowej wcale nie takim częstym zdarzeniem. Niewątpliwie dla mnie – człowieka, który z muzyką ma wiele do czynienia – twórczość Ennio Morricone i cała jego postać to jest klasyka klasyki. W tej muzyce jest wszystko: delikatność i humor Vivaldiego, frywolność Mozarta, patos Beethovena, jest też czasami groza Wagnera i ja sam słyszę także Kilara – ale to moje osobiste przeżycia. To wszystko więc się ze sobą niezwykle łączy. Odnoszę wrażenie, że jest to jeden z najważniejszych koncertów muzycznych w ogóle w moim życiu i trochę się boję, że się już nigdy nie powtórzy – powiedział Paweł Pawlik, dyrektor programowy RMF Classic.
Występ rozpoczęły utwory instrumentalne: wybrzmiały partie z filmów „Nietykalni”, „Dawno temu w Ameryce” oraz mniej znanej „Barii”. W kolejnych minutach, po taktach Chi Mai z „Zawodowca” publiczność podziękowała oklaskami. Podobnie było w czasie innych znanych utworów z filmów „Misja”, „Dobry, zły i brzydki”, „Miłosny krąg”, „Cinema Paradiso”. Ale widzowie chyba najbardziej entuzjastycznie przyjęli wokalne partie The ecstasy of the Gold i Abolission. Te dwa monumentalne utwory zagrane zostały także na bis, których tego wieczoru nie mogło zabraknąć. W sumie publiczność usłyszała 30 utworów skomponowanych przez Maestro Ennio Morricone.
– Ennio Morricone zrobił dzisiaj coś niebywałego: z tych wszystkich niesamowitych i czasami sprzecznych ze sobą fragmentów do różnych filmów on zrobił jakiś nowy film na naszych oczach. Grając te utwory, łącząc je w segmenty i montując w nowy sposób na potrzeby tego koncertu, Maestro dał nam taką jakąś fantastyczną możliwość włączenia własnej projekcji i za to wielki szacunek. To było wspaniałe przeżycie móc usłyszeć te wszystkie utwory, nawet nie znając wcześniejszych jego filmów. Myślę, że niewielu tutaj było widzów w Atlas Arenie, którzy widzieli wszystkie te filmy, ale tym lepiej, bo możemy w to wsadzić własne wspomnienia i własne wyobrażenia. Na mnie największe wrażenie zrobiła chyba część Social Cinema – ta na początek drugiego aktu, tuż po przerwie, kiedy Morricone pokazał nam fragmenty bardzo społecznych i zaangażowanych wypowiedzi muzycznych – powiedział Przemysław Bollin, dziennikarz Onetu.
Filmowo-muzyczna podróż z Ennio Morricone trwała ponad 2,5 godziny. Mistrz, mimo słusznego już wieku – w przyszłym roku skończy dziewięćdziesiątkę – prezentował się w świetnej formie, kilka razy schodząc ze sceny i ponownie zasiadając na stanowisku dyrygenta, ku uciesze widzów.
– Koncert Ennio Morricone był niesamowity. Wielki siłą muzyki. Wiele momentów z ciarkami na plecach i łzami wzruszenia na twarzy. Doprawdy niepowtarzalne przeżycie – relacjonował na gorąco Janusz Stefański z agencji Prestige MJM, która była organizatorem koncertu Ennio Morricone w Łodzi.